Wednesday, April 23, 2014

Kanadyjskie gęsi

No i tak. Myślałam, że temat przeleży i się zdezaktualizuje, ale W DALSZYM CIĄGU NIE MA WIOSNY. Tak więc - mam nadzieję, że jako ostatni akcent mijającego sezonu - post o tubylczej odzieży zimowej. Na wstępie uprzedzam, że będzie niezbyt dogłębnie. Oraz że nie o populacji korporacyjnych modniś i dandysów ze szklanych wieżowców, tylko o zwykłych Toroncianach z naszej dzielnicy (mieszkaniowej, tzw dobrej, pełnej zamożnych rodzin z dziećmi w wieku przed- i szkolnym).
O tej a nie innej porze roku, w tym a nie innym miejscu, obowiązuje swego rodzaju umundurowanie. Zdecydowanie nie wypada się na co dzień "stylizować", wymyślać skomplikowanych outfitów z wyszukanymi dodatkami, tylko wrzucić na siebie zestaw "kanadyjska zima", w którym komponent kanadyjskości i zimowości są równie istotne. Kanadyjczycy zachowują się trochę tak, jakby to oni wynaleźli zimę, a cała reszta świata tylko wypożyczała od nich licencję (i trzeba przyznać, że pogoda w tym roku robi wszystko, żeby ich w tym utwierdzić). W związku z tym uważają zdaje się, że na zimę nadają się tylko ubrania rodzimych marek. Taki etos, taki szpan. Kanadyjski patriotyczny zestaw zimowy składa się więc z:
1. Kurtki puchowej firmy Canada Goose (made in Canada, ok. $600), z puchem kanadyjskich gęsi,  grubaśnym naturalnym futrem na kapturze i wielkim logo na rękawie. W zależności od wieku nosi się wersję krótką w intensywnym kolorze lub dłuższą (nawet do pół łydki - ta za $900) w kolorze stonowanym. Przy czym, aby podkreślić wybitne właściwości termiczne kurtki, najlepiej nosić ją na sam T-shirt i rozpiętą. 
Trzeba przyznać, że kurtki są naprawdę najwyższej jakości i zanim, wylansowane przez celebrytów, stały się mega-popularne wśród mieszczuchów, służyły głównie żołnierzom kanadysjkich sił zbrojnych w rejonach arktycznych (Canadian Rangers), policji prowincji Ontario i służbom Ministerstwa Środowiska. Mój zapał do tej kurtki studzi (a wręcz zmraża) jedynie jej cena.


















2. Śniegowców firmy Sorel (ok.$180-$250). Trzeba przyznać, że przy takiej ilości soli, jaką wysypuje się tu na chodniki, ogumowanie całej dolnej części buta ma sens - nawet przy minus 15*C brodzi się w słonej brei. Oryginalnie, do 2000 roku, buty Sorel produkowane były wyłącznie w Kanadzie, ale firma zbankrutowała a marka została kupiona przez amerykańską Columbię, która produkcję przeniosła do Chin i zdecydowanie poszerzyła asortyment. "Sorelki" zachowały swoje logo i charakterystyczny wygląd  (sznurowane skóro-gumo-filce), a najwyraźniej również miłość Kanadyjczyków (choć nie bezwarunkową - po internecie krążą narzekania na jakość obuwia wyprodukowanego w Chinach i legendy o niezniszczalnych sorelach sprzed lat, "Made in Canada")
Gdzieś w połowie marca, na po-zimowej (wtedy wszyscy w to wierzyliśmy) wyprzedaży, Karol zaopatrzył się w sorele jako przyszłą pamiątkę z Kanady. Trzeba przyznać, że buty (zwłaszcza w rozmiarze 46) robią wrażenie. Gruba gumowo-skórzana skorupa plus wewnętrzny (wyjmowany) but filcowy dają poczucie bycia gotowym na każdą możliwą zimę i ważą jedyne... 1,7kg (na każdą nogę, czyli para 3,5kg)

Model męski klasyczny (1964 PAC)
Model damski jednowarstwowy

Wewnętrzna wkładka modelu PAC
3. Spodni dresowych firmy Roots ($70), luźnych, z grubej, ciepłej dzianiny, niemal zawsze w kolorze szaro-bury-melanż, z logo-boberkiem z przodu i wielkim napisem na zadzie





3a. Spodni do jogi firmy Lululemon (ok.$100). Można by napisać po prostu - czarnych legginsów, ale to chyba nie przypadek, że 9 na 10 z nich ma gdzieś niewielką, charakterystyczną literę Ω. Legginsy mogą być długie lub ledwie za kolano, bo przecież przy tak ciepłych butach i kurtce, ten kawałeczek gołej nogi jest wręcz potrzebny dla zachowania termicznej równowagi.
Lululemon, kochana przez tubylców tak, jak kochana jest tu joga (czyli namiętnie), zaliczyła w zeszłym roku spore marketingowe potknięcie. Kiedy internet zalała fala zdjęć pośladków prześwitujących przez ich czarne spodenki, firma ogłosiła akcję zwrotów/wymiany spodni ze zbyt przejrzystej partii. Niestety, wskutek przyjętej metody weryfikowania faktycznej przejrzystości spodni, w necie wkrótce zagotowało się jeszcze bardziej - od oburzenia klientek, proszonych przez personel sklepów o pochylenie się w spodniach i poddanie ocenie...




4. Hitu tej zimy - rękawiczek z jednym palcem z kolekcji olimpijskiej Sochi 2014 domu towarowego Hudson's Bay (tylko $10! w dodatku dochód przeznaczony jest dla kanadyjskiego komitetu olimpijskiego). Na ten gadżet, jako posiadaczka wiecznie zmarzniętych rąk, nawet miałam ochotę się skusić, ale skład - 100% akrylu - je zdyskwalifikował. [Sama Hudson's Bay to firma - legenda, kompania handlowa założona w 1670 (najstarsza w Ameryce Północnej), początkowo zajmująca się skupem futer nad Zatoką Hudsona (stąd nazwa) i eksportem ich do Europy]


W takich ubraniach całą zimę biegają tubylcze kobiety i dzieci, natomiast jeśli chodzi o mężczyzn, nia mam pojęcia - oni są w pracy i w okolicy wielu nie widuję ;)