Marzec 2015, Maple Syrup Festival w Mountsberg, Ontario |
Wreszcie zrobiło się naprawdę ciepło, co oznacza, że skończyła się pora "syropowa". Kiedy (gdzieś w połowie marca) temperatury w dzień robią się dodatnie, a słodki płyn, niosący zmagazynowane w korzeniach zapasy, zaczyna płynąć do wszystkich gałązek drzew - to właśnie ten moment, kiedy trzeba zbierać klonowy sok.
W pnie klonów (najczęściej klonów cukrowych Acer saccharum) wbija się metalowe "kraniki", z których sok (do 12 litrów dziennie!) sączy się do plastikowych wiaderek lub płynie gumową rurką do większego, zbiorczego pojemnika.
wiaderka trzeba opróżniać dwa razy dziennie |
albo założyć "sokociąg" |
jak na 500 lat zbierania (syropu i doświadczeń) - postęp techniczny nie szokuje |
To, co się uda po kropelce uzbierać, to oczywiście jeszcze nie syrop. To sok, który nawet nie smakuje słodko - ma tylko ok. 3% cukru (sacharozy). Aby uzyskał miodowo-bursztynowy kolor i swój charakterystyczny smak, trzeba jeszcze nad nim popracować. Sok podgrzewa się i odparowuje, kiedyś nad ogniskiem w wielkich kadziach lub "wannach", dziś, w sposób bardziej kontrolowany, ale wciąż badzo prosty, w takich oto maszynach:
Syrop otrzymany po odparowaniu powinien mieć określoną gęstość (66° w skali Brixa) i zawartość cukru (ok. 60-65%).
Syropy klasyfikuje się wg czystości i koloru, ale jak na Amerykę przystało, co stan/prowincja, to własny pomysł na klasyfikację. Na naszym stole lądują najczęściej butelki z napisem "Canada no 1 light" lub "Canada no 1 medium", z czego "light" i "medium" to określenia koloru, a "Canada no1" nie oznacza wcale że jest najlepszy w kraju (nawet się dziwiliśmy, że co jeden, to najlepszy :), tylko że jest w pierwszej kategorii czystości (brana jest pod uwagę przejrzystość i smak oraz brak osadu itp).
Oprócz przemysłowej produkcji syropu, urządza się w sezonie "syropowe festiwale" w "syropowych osadach" - można zobaczyć jak się zbiera i zagęszcza sok (dziś i dawniej), zaopatrzyć się w syrop i produkty pochodne, no i oczywiście wprawić się w stan cukrowego haju, spożywając tony placków z syropem, parówek smażonych w syropie (tak, wiem, to brzmi dziwnie, smakuje również) i tradycyjnych lizaków zwanych "snow candies". Małe porcje gorącego syropu wylewa się na bloki lodu lub śniegu, skąd tężejący syrop zbiera się patyczkiem - i już.
Przy okazji można także połazić po błocie, przejechać się furą, poskakać w sianie i powspinać się po kostkach słomy.
A na koniec usłyszeć zdanie, którego człowiek nie byłby się nigdy spodziewał:
"Już nie chcę, ZA SŁODKIE"
PS. Zbierania i zagęszczania soku z klonów Kanadyjczycy nauczyli się, jak wielu innych rzeczy, od Indian
PS 2. Syrop klonowy jest nie tylko doskonałym żródłem cukru, ale też manganu, który zasadniczo niełatwo znaleźć w pożywieniu.
PS 3. Tytuł posta to nie czcza metafora: przy cenie ok $1800 za baryłkę syrop bije na głowę ropę naftową ($55).