Ale wieje, no ale wieje, aż się poziomu nie da złapać... |
Dzisiaj piekna zima. Mróz jest (-13), śniegu nasypało. Ciężko pchać po chodnikach wózek na małych kołach (ale za to nie ma opcji zmarznąć). Przez chwilę padało naprawdę gęsto, ale zaraz potem wyszło słońce. Ani śladu mglistej, depresyjnej szarości, jaką pamiętam z polskiej "zimy w mieście". Jest jeszcze jeden powód, dla którego zima w Toroncie jest milsza niż warszawska - dni są wyraźnie dłuższe. Nigdy, nawet w grudniu, nie robi się ciemno o w pół do czwartej. Nawet z ciekawości sprawdziłam: słońce zachodziło najwcześniej o 16:41 (w Waw - 15:21), a najkrótszy dzień miał 8h 56min. Teraz słońce zachodzi o 17:21, czyli Karol powinien już wychodzić z pracy za jasności (z tym że kiedy powinien, a kiedy wychodzi, to bywają dwie różne rzeczy ;).
Dzisiaj rano, wychodząc z Guciem do przedszkola, Stefek zabrał dla towarzystwa swoją kochaną Pandę, ale gdzieś po drodze niestety z tego towarzystwa zrezygnował (albo mu wypadła na wybojach). Panda miała więc dramatyczne przeżycia - wyrzucona z wózka w nieznanym miejscu, na mrozie, w zadymce, może nawet na ulicy, między kołami przejeżdżających aut, czekała w niepewności z pół godziny, aż znaleźliśmy ją w drodze powrotnej. Jak widać jakiś życzliwy przechodzień ulitował się nad nią i posadził bezpiecznie przy latarni. Uśmiech Stefana na widok Pandy na chodniku - bezcenny.
Ale macie fajnie!!! :) W.
ReplyDelete