Przyznaję bez ogródek - nie chciało nam się porzucać polskiego sielskiego lata i wracać do Toronto. Ale wróciliśmy i okazało się, że i tu lato ma swoje uroki.
Choćby to, że do końca sierpnia działa na skwerku sadzawka z wodą (i dwoma ratownikami, choć woda po kolana) i że w wyniku wakacyjnych porządków kilka "nowych" pojazdów przeprowadziło się z domów sąsiadów na plac zabaw
Jeep! |
Pan ratownik pozwolił nawet bawić się wężem napełniającym sadzawkę |
Tyyyle boisk do siatkówki na miejskiej plaży. Szkoda, że tak daleko od nas, ale raz w tygodniu można się pofatygować. |
Nie ma jak Wujek :) |
Ukołysało |
Poniedziałek spędziliśmy jeszcze bardziej wakacyjnie i nad większą wodą - na plaży w Wasaga Beach nad Jez. Huron. Piłki, łopatki, wiaderka, zamoczone kapelusze, skóra tłusta od kremu z fitrem i zapiaszczone dosłownie wszystko - czyli normalne plażowe przyjemności.
Obrazek poniżej - Wasaga Beach, koniec maja 2013. Dzisiaj było dużo więcej ludzi, na górach (tam z tyłu) nie było śniegu, a z powodu upału nie chciało mi się robić zdjęć.
Jako że kempingu na długi weekend nie zarezerwowaliśmy w porę (w dodatku jeździliśmy to tu, to tam), a pogoda była akurat wyśmienita na spanie w namiocie - na trzy noce rozstawiliśmy go sobie w ogródku i też było fajnie.
A jutro - do szkoły!
No comments:
Post a Comment