Monday, June 23, 2014

Współmieszkańcy


Mieszkanie w Toroncie, w dzielnicy domków, różni się od mieszkania w śródmieściu Warszawy m. in. możliwością bliskiego kontaktu z dziką zwierzyną. No, taką pół-dziką powiedzmy - nie udomowioną, ale prowadzącą miejski tryb życia.
Przedstawiam więc galerię współmieszkańców.
(Zdjęcia - tam, gdzie się udało, własne, a w przeciwnym razie źródło w podpisie)

1. Najczęściej spotykane - czarne i szare wiewiórki. Bardzo sprawnie biegają nie tylko po gałęziach, ale także ogrodzeniach i kablach elektrycznych. Zdziwiło mnie to, że potrafią być naprawdę hałaśliwe. Jeśli spotkają się dwa bojowo nastawione osobniki, to awanturują się na całego i wygrażają sobie łapkami (ale tak bardziej na postrach, nie widziałam, żeby doszło do poważnych rękoczynów).
Oprócz tego wiewióry to złodzieje - ilekroć wywieszaliśmy zimą kromkę-karmnik (oblepioną ziarenkami) dla ptaszków, pierwsza orientowała się wiewiórka, odcinała sznurek i z całą kromką śmigała na drzewo.
Ponadto są to szybkie skubańce i nie lubią pozować, więc zdjęcia z Wikipedii:


2. Czasami widujemy też pręgowce amerykańskie (chipmunks) - mniejsze, płowe, pasiaste, bardziej płochliwe i zdaje się bardziej naziemne niż wiewiórki. Nigdy nie przyłapałam żadnego chipmunka na jakiejś niegodziwości.
fot. Gilles Gonthier via wikipedia



















3. Króliki. Konkretnie gatunek zwany po polsku królikiem florydzkim. Zdjęcie (tytułowe) łatwo było zrobić, gdyż ich taktyka przy spotkaniu z człowiekiem to "przycupnę bez ruchu i będę udawać, że mnie nie ma". Mogą sobie na to pozwolić, bo jak już się podejdzie blisko i zechcą dać dyla - to tylko ten biały ogonek mignie i tyle go widzieli. Mam mocne podejrzenia, że to właśnie jakiś długouchy częstuje się regularnie nacią pietruszki, marchewki i kwiatkami z naszego ogródka, chociaż... jest jeszcze jeden podejrzany, a mianowicie

4. Świszcz. Wygląd ma bardzo poczciwy, ale śmiało poczyna sobie w ogródkach. Z całą pewnością żarł mlecze i koniczynę, a pietruszkę niby ominął, ale może dlatego, że patrzyliśmy ;). Jeśli słyszeliście kiedyś o "Dniu Świstaka", to powinniście byli słyszeć właśnie o "Dniu Świszcza". To jest bowiem to stworzenie, na podstawie którego zachowań w dniu 2 lutego wróży się wczesne lub późne przyjście wiosny. (Jak jest słonecznie - wyjrzy na chwilę i wróci do norki, a wiosna nie przyjdzie jeszcze długo; w dzień pochmurny natomiast - wyruszy w teren, a wiosna będzie prędko).
















5. Last but not least: "ulubieńcy" właścicieli domów, czyli szopy. W miejskich warunkach żadne z nich "pracze", raczej złodzieje i włamywacze, a ich głównym celem są tzw zielone kubły - pojemniki na odpady kompostowalne. Szop to zwierzę wszystkożerne - ucieszy się resztkami kaszy, kośćmi z kurczaka i obierkami z jabłek, a jako stworzenie nad wyraz inteligentne, docenia zapewne rozrywkę umysłową, jakiej dostarczają liczne i różnorodne zabezpieczenia kubłów (klamry, sprzączki, pasy, zatrzaski, łańcuchy, kłódki, śruby...). Szopy są z wyglądu sympatyczne w tych swoich "maskach" na pyszczkach i z pasiastymi puszystymi ogonami, ale nikt nie przepada za porannym sprzątaniem porozwalanych śmieci, więc rozumiem dlaczego nie mają wielu fanów. Mimo wszysko poziom hejtu w internecie budzi grozę. Łatwo trafić na nienawistne pogróżki ("powystrzelam"), pytania ("jaki kaliber?"), odpowiedzi (.22), oraz perfidne porady, np. jak użyć pułapki (o wiele mówiącej nazwie "hav-a-hart", przeznaczonej do bezkrwawego chwytania i wywożenia zwierząt) do zamordowania szopa bez rozgłosu (zamkniętego w pułapce - zatopić). Brr. Wszystkie przykłady - z forum doityourself.com (nazwa sugeruje raczej portal dla majsterkowiczów), w dziale "recreational outdoor activities"... Ręce opadają, ale to USA. Po kanadyjskiej stronie internetu więcej ogłoszeń firm zajmujących się profesjonalną wywózką szopów i zabezpieczeniem domu przed ponowną inwazją (bo oprócz tego, że stołują się w śmietnikach, lubią też zamieszkać na strychu, w piwnicy lub pod tarasem)
6. No i jeszcze, trochę z innej beczki: mróweczki. Tzw. carpenter ants, budzą postrach, bo tutaj buduje się z drewna i dykty, więc duża i pracowita kolonia może w try miga przeżreć ci elementy konstrukcyjne domu, za który zapłaciłeś dajmy na to milion baksów. Na fot. - mniej drastyczny przykład - ktoś właśnie ułożył sobie nowe belki okalające trawniczek. Zdaje się, że długo ich mieć nie będzie:
Nie wiem, czy widać to na powyższym zdjęciu, ale carpentery są duże - do 13mm długości, dzięki czemu przerabianie domów na wióry idzie im szybko i sprawnie.

  
Mrówa z kanadyjską pięciocentówką. Fot "The Ant Man"
Była belka - nie ma belki. Fot z internetu










Tym optymistycznym akcentem zakończę, bo mrówcza praca nad blogiem zabiera mi cenne godziny snu. Innym razem jeszcze o ptaszkach - kolorowych i śpiewających aż miło.

Monday, June 9, 2014

Wczesnoletnie weekendy

Plac zabaw na plaży w Pickering

W Ontario jak to w Ontario - jak tylko doczekaliśmy się końca zimy, zaczęło się lato. A jak lato to wycieczki. Oto jak spędziliśmy niektóre słoneczne weekendy:

19 maja wybraliśmy się wreszcie na długo planowaną przejażdżkę "biało-zielonym pociągiem" (czyli podmiejskim). Dojechaliśmy do miasteczka Pickering, z niewielkim portem jachtowym, plażą, placem zabaw i elektrownią atomową (to te betonowe "silosy" w tle placu zabaw).



Union Station

25 maja w ramach dnia otwartych drzwi odwiedziliśmy Water Treatment Plant, czyli tutejsze filtry. 
Jechaliśmy tam ponad 2h, ale było warto: piękna lokalizacja, dobra architektura, wysmakowane detale i materiały. Gucio docenił głównie to, że można było popstrykać pstryczkami i przełożyć wajchę.
 
Filtry są oczywiście nad jeziorem, bo to z niego czerpie się wodę dla Toronto
 
 



 

... i wszystko w marmurach, a co

1 czerwca z okazji Dnia Dziecka (nie aż tak "międzynarodowego", jak to się nam wydawało, bo tutaj go nie ma) wybraliśmy się na safari. Trzeba przyznać, że wrażenia rzeczywiście lepsze, niż w zoo. Było trochę strachu, z tym że baliśmy się nie lwów, a głównie małp - że nam podrapią wypożyczone auto.
 
Słonie w kąpieli
Lwy na tarasie z widokiem na antylopy - podejrzewam, że to może być stresujące dla obu stron. Zwracam za to uwagę na całkiem niezłą architekturę (w porównianiu z tym, co zwykle się widzi w "zoach")

Małpy się wożą. Wybierają te pojazdy, w których przez okno pokazuje im się smakołyki, więc nam dały spokój

Panie kierowco, dokumenty do kontroli
Dzieciaki w fotelikach? A pasy zapięte?
Na mnie największe wrażenie zrobiły nosorożce - naprawdę piękne zwierzaki...
...z każdej strony
Reniferek. Się zabłąkał do tej Afryki
I jeszcze mały pokaz sztuczek w wykonaniu słoni (słoń pomaga pani wsiąść)

 7/8 czerwca - biwak! Było nieźle, ale spanie w czwórkę w jednym dużym śpiworze, na jednym materacu, to zdecydowanie nie był najlepszy z pomysłów.

Każde miejsce biwakowe to otoczona drzewami działeczka, z miejscem na ognisko i stołem piknikowym

Marshmallows pieczone nad ogniskiem - tutejszy kultowy przysmak kempingowy

 

A Stefan mógł wreszcie do woli posiedzieć sobie w aucie