21 grudnia - to już szósty, jeśli dobrze liczę, dzień święta Chanuki
(tak się jakoś poukładało, że po angielsku "H" a po polsku "Ch").
Złożyło się też tak, że przez 30 lat życia w Polsce ledwie nazwa tego
święta obiła mi się o uszy. Po przeczytaniu kilku opowiadań Singera
doszła do tego wiedza, że na Chanukę zapala się świeczki w menorze. I
właściwie tyle. I uważam, że to wstyd. Po pierwsze osobisty (bo przecież
mogłam się zainteresować, wiedza jest dostępna), ale to wstyd też dla
szkół i lektur, które niczego o kulturze żydowskiej mnie nie nauczyły,
dla radia, telewizji, rodziny i znajomych (a wychowałam się w Lublinie).
Biorąc pod uwagę kilkusetletnią wspólną historię, znikoma obecność kultury
żydowskiej w kulturze polskiej i przede wszystkim w programie szkolnym,
jest dla mnie co najmniej niezrozumiała. Jest właściwie tylko Holocaust (plus Jankiel w "Panu Tadeuszu" i Rachela w "Weselu" oraz "Sklepy cynamonowe" Schulza). Czemu pamięć o polskich Żydach sprowadza się do
tego jednego, straszliwego zdarzenia? Co z ich literaturą, muzyką, tradycją?
Jedyna obecność żydowskości w polskiej kulturze popularnej, którą sobie
mogę przypomnieć, to tomiki z żartami "Przy szabasowych świecach" i
musical "Skrzypek na dachu" (ale ten przyszedł z Ameryki).
Na
szczęście teraz (szeroko rozumiane - jako ostatnie kilkanaście lat) dużo się w tej kwestii w Polsce zmienia - są różne akcje, festiwale
kulturalne, czy choćby pewna moda na żydowskie restauracje. Miasteczka z
żydowską historią zaczynają ją eksponować, zamiast przemilczać,
porządkuje się i karczuje z chaszczy cmentarze. No i jest nowe
warszawskie muzeum, może ono coś zmieni. Do czego zmierzam? Ano do tego,
że o żydowskich świętach - ani kiedy są, ani jak były obchodzone - w Polsce nie wiedziało się. A w Kanadzie jesteśmy niecałe dwa
lata, a już zdążyliśmy się nieco w tej kwestii podszkolić, jakoś tak
mimochodem. I to są pożytki z wielokulturowości, ale także z tzw
politycznej poprawności.
Na
zdjęciu powyżej widać Gucia i jego klasę (oraz jeszcze dwie inne)
podczas występu 12 grudnia - był to koncert świąteczny. Świąteczny, ale
nie "bożonarodzeniowy", a w każdym razie nie tylko. Były piosenki o
"Merry Christmas", były chanukowe, były i o Kwanzie. O Diwali nie było,
bo Diwali w tym roku wypadło w pażdzierniku, więc śpiewanie o nim w
grudniu byłoby już mocno naciągane. Treść tych dziecinnych czy
popularnych piosenek jest oczywiście dość powierzchowna, ale
przynajmniej człowiek (mały i duży) nabywa świadomości, że w ogóle JEST
Chanuka, Kwanzaa i Diwali, a nie tylko Boże Narodzenie.
Wracając
do Chanuki - oczywiście kto ciekawy może sobie wszystko zguglać, ale
napiszę co nieco, skrótowo, może akurat kogoś zainteresuję.
Samo
święto (zwane też Świętem Świateł) ustanowiono na pamiątkę powtórnego
poświęcenia Świątyni Jerozolimskiej w II w p.n.e., po tym jak przejęli
ją i "zbeszcześcili" starożytni Grecy. Wedle legendy zapalona przy tej
okazji oliwna lampa płonęła aż osiem dni, mimo że ilość oliwy powinna
była wystarczyć jedynie na jeden dzień. Stąd święto jest ośmiodniowe -
zaczyna się 25 dnia miesiąca kislew, co we współczesnym kalendarzu
wypada różnie, między końcem listopada a końcem grudnia, w tym roku 16
grudnia. W kolejne wieczory święta Chanuki zapala się w specjalnym
świeczniku, o nazwie Hanukkiyah kolejną świeczkę (zwykła menora ma 7
miejsc, hanukowa 9, przy czym środokowa świeca nie jest "odświętna", to
tzw strażnik, od którego zapala się pozostałe świece). Świece dostawia
się od prawej strony do lewej, zaś zapala - od lewej do prawej. W wielu
miastach, także w Toronto, ustawia się duże chanukowe menory w
przestrzeni publicznej (raczej elektyczne niż z żywym ogniem), tak jak
stawia się na miejskich placach okazałe choinki.
Toroncki ratusz, choinka i chanukowa menora (2013). Fot. shutterstock |
Czego
jeszcze dowiedzieliśmy się ze szkolnych piosenek: chanukowym
smakołykiem są tzw. "latkes" lub "latkas". Wyraz nie bez powodu
przywodzi na myśl polskie słowo "łatka", a kryją się pod tą nazwą po prostu
placki ziemniaczane. To właśnie odkrycie wywołało u mnie refleksję nad
rozmiarem (i przyczynami) mojej niewiedzy w temacie kultury żydowskiej.
proj.: oceanblue-design.com |
Inny
tradycyjny przysmak to "sufganiyot" - czyli po prostu pączki (bez
dziury, za to z dżemem, co w Polsce jest oczywiste, natomiast tutaj -
wyjątkowe)
Kolejny popularny, zwłaszcza wśród dzieci, element świętowania Chanuki to gra w drejdla.
Drejdl
(dreidel) to coś w rodzaju czworościennego bączka, przy użyciu którego
gra
się w prostą grę hazardową (na słodycze lub drobne monety). Tradycja
grania w drejdla pochodzi ponoć stąd, że w czasie, kiedy studiowanie
Tory było zabronione przez Greków, żydowscy chłopcy studiowali ją
potajemnie, jako kamuflażu używając gry w drejdla właśnie. W okresie
przedświątecznym,
zamiast ozdób na choinkę, można sobie drejdla własnoręcznie wykonać - z
masy plastycznej, solnej itp. lub
tektury. W zeszłym roku, ostatniego dnia przed feriami świątecznymi,
Gucio dostał w przedszkolu malutką paczkę od Mikołaja, a w niej między
innymi małego plastikowego drejdla. Gra bardzo przypadła mu do gustu, bo
zasady są proste, a rozkręcanie i obserwowanie bączka - fascynujące. W
dodatku można wygrać COŚ, a nie samą satysfakcję z wygranej.
Drejdle drewniane. Fot wikipedia |
Gelt (fot. geltinc.com) |
No comments:
Post a Comment