Dziś rano, kiedy odsłoniliśmy okno w salonie, zobaczyliśmy coś takiego. To zapewne z powodu lodu, który grubą warstwą osadził się na wszystkim. A że klony to drzewa kruche - gałęzie nie wytrzymały. Nie wychodziliśmy jeszcze na dwór, i przy takim oblodzeniu pewnie postaramy się nie wychodzić, ale nawet przez okno widać, że nasz klon nie był jedynym drzewem, które nie udźwignęło dodatkowego ciężaru. Większe i mniejsze gałęzie pospadały na całej ulicy.
Na szczęście gałąź nie spadła, kiedy dzieci sąsiadów z góry wyprowadzały psa. Na szczęście samochód, który wypożyczyliśmy i który wczoraj cały dzień stał pod klonem, noc spędził w garażu.
Na szczęście spadająca gałąź nie zerwała żadnych przewodów i mamy prąd.
Na szczęście w czasie, kiedy ja pisałam, Bill (sąsiad z dołu), rozmroził i przeparkował swój samochód parę metrów dalej, bo przed chwilą...
Trochę mnie zatkało. No i nie pojedziemy dzisiaj po choinkę do Ikei.
No comments:
Post a Comment