Fot. Gucio Bieńkowski |
Jeśli jeszcze nie wiecie, to z przyjemnością donoszę, że oprócz wielu innych zalet, nasze "nowe" ma również back yard. Z którego, jak się okazuje, korzystamy tylko my, więc troszkę zaczęliśmy się tam panoszyć. Początkowo nieśmiało, wydłubując tu i ówdzie widelcem dziurkę na nasionko, a potem troszkę śmielej, z łopatką, grabkami i sadzonkami. Jak się łatwo domyślić największy zapał do uprawy ma Gucio, Stefan rwie się głównie do konewki (lub "pielenia"), a ja staram się tylko, żeby rośliny miały szansę przeżyć wśród tych ogrodników.
Fajnie jest coś posiać, ale potem długo nie ma efektów, więc ochoczo skorzystaliśmy z napotkanych w sklepie sadzonek marchewki i smagliczki. Były też sadzonki pietruszki, ale jakiś królik lub świstak (?! wildlife w okolicy tego mieszkania to osobny ciekawy temat) zjadł im nać i nie wiem, czy coś z nich jeszcze będzie.
Ale i z nasionek prędziej czy później coś wyrasta - to za smagliczką to chyba koperek, a na zdjęciu poniżej rozpoznałabym nasturcję, nawet gdyby nie była posiana przez nas.
Czekamy jeszcze, aż wzejdzie kwitnący groszek i "nemofila" (polska nazwa?).
Postanowiliśmy też dać szansę cebuli, która jak widać aż się rwała do rośnięcia, a szczypiorku przecież nigdy za wiele.
Niezależnie od naszych ogrodniczych poczynań, zupełnie bez żadnych zabiegów - świetnie nam obrodziły dmuchawce, więc je rozsiewamy z nadzieją, że i w przyszłym roku się udadzą.
Oprócz tego rośnie gdzieniegdzie pod płotem jakiś badyl, którego jako zupełny laik nie potrafię sklasyfikować, a zresztą mam głębokie poczucie, że kategoria "chwast" to przejaw zwykłego rasizmu i ogrodniczego zacofania. Nie będziemy przecież "z miłości do roślin" karczować czegoś, co sobie wyrosło na naszym trawniku. (No dobra, wycięliśmy jednego osta, bo kłuł nas w bose stopy).
Jeśli ktoś z Was rozpoznaje poniższe rośliny - chętnie poznamy ich nazwy
No comments:
Post a Comment