Wednesday, May 22, 2013

Flora, fauna i tzw. "last month"


Nie wyrabiam się ostatnio z niczym oprócz obiadów. Maile leżakują w oczekiwaniu na odpowiedź (niektóre od marca...), na blogu opóźnienia. Magnolie na naszej ulicy zakwitły ze trzy tygodnie temu, drzewa wiśniowe w High Parku - ponad dwa, i dawno płatki już z nich opadły, zanim zdążyłam o tym napisać. Chyba wiem już, skąd na wielu blogach biorą się systematyczne posty p.t. "Last month" - to te wszystkie rzeczy, o których nie zdążyło się napisać i których nie zdążyło się pokazać, kiedy jeszcze były aktualne.
Wracając do wiśni
Ulubiony i największy toroncki park - High Park - ma całkiem spory kawałek wiśniowego sadu, a o jego zakwitnięciu zarząd parku informuje natychmiastowo mieszkańców (na stronie internetowej oczywiście). Jeśli, jak w tym roku, pierwszy dzień sakury wypada w weekend, to toroncianie/torontończycy/czy-jeszcze-jakoś-inaczej-ich-zwą rzucają się na High Park masowo. Metro jest przepełnione (zupełnie inaczej niż zwykle bywało w niedziele), na ulicach w i wokół parku - korek, a w alei wiśniowej tłok jak na Krupówkach w majowy weekend (zresztą przecież właśnie był to majowy weekend, tylko tutaj nie jest on długi). Kolejka do restauracji (zdaje się jedynej w całym parku) - zbyt długa dla rodziców z dwoma marudzącymi (bo głodnymi) synkami. Na lancz zjedliśmy więc, co się trafiło, czyli lody i hot-doga (w takiej kolejności). Spod wiśniowego kwiecia uciekliśmy szybko, mając w planie jeszcze sławny na całe Toronto drewniany plac zabaw. Okazał się rzeczywiście fajny, ale i tam ilość ludzi nas trochę przytłoczyła. Tylko Gucio chyba się cieszył, że wreszcie jest wkoło dużo dzieci.

 
 Na naszej skromnej Woburn Avenue też kwitną wiśnie, ale mi najbardziej podobały się magnolie, zwłaszcza że kwitły w czasie, kiedy inne drzewa były jeszcze w większości gołe


A na naszym drzewie, tym przed domem, kwiaty zmieniły się w nasionka (wiewiórki chyba strasznie je lubią, przychodzą sobie podjeść, a my mamy na co popatrzeć) i wyrosły wreszcie liście. Miałam nadzieję, że dzięki temu uda mi się go w końcu zidentyfikować, ale niestety na razie wciąż wiem tylko tyle, że to jakaś odmiana klonu :). Może ktoś zna się i podpowie bardziej szczegółowo? Liść i nasiona wyglądają jak poniżej, kwiaty były na samym początku, czerwonawe, zebrane w "kiście", a samo drzewo jest wysokie i ma długie, opadające w dół gałęzie.


Na klonie oprócz wiewiórek bardzo często gości pięknie śpiewający, a i wyglądający nieźle, czerwony ptaszek. Nazywa się bardzo dostojnie - kardynał szkarłatny. Udało nam się go spotkać na spacerze i podejść dość blisko, ale zdjęcie telefonem niestety wiele nie pokazuje... Podpowiedź - ptaszek siedzi na słupku, na samym środku zdjęcia :)

 
"Upolowany" przez prawdziwego fotografa wygląda jak powyżej, a jeszcze jedna ciekawostka jest taka, że to właśnie jest pierwowzór czerwonego "wściekłego ptaka"

A poza tym w ciągu ostatniego miesiąca:
- Jedliśmy kluski. Wartości odżywcze makaronu z masłem nie powalają, zwolennicy zdrowej żywności drżą (gluten, nabiał, tłuszcz, sól = samo zło), ale przy kluskach dobry apetyt, samodzielne jedzenie i radość konsumentów gwarantowane, więc pozwalamy sobie :)

 
- Przechodziliśmy obok "domu Muminków" (na sąsiedniej ulicy!)

- Jeździliśmy mini-kolejką na "naszym" (kiedyś) skwerze z lokomotywami

- Chodziliśmy się pobawić do sklepu z zabawkami. W środku mają ustawione ze trzy kolejki, kuchnię, budowalnię lego i domek dla lalek, a na zewnątrz kanały z wodą, łódeczkami, dźwigiem itd. W samym sklepie mają nas już chyba dosyć (choć zwykle na koniec naszych przydługich wizyt kupowałam dla przyzwoitości jakiś drewniany tor lub zwrotnicę do naszej kolejki :), ale na zewnątrz można się bawić do woli i nikomu nie przeszkadzać.
- No i - last but not least - Karol kupił sobie rower i popyla na nim do pracy 10km, prawie codziennie. Teoretycznie zajmuje mu to tyle samo czasu, co metrem, ale w praktyce rower okazuje się pewniejszy. Np. dziś metro się wlekło i jechało godzinę zamiast pół. No i metro jest pod ziemią, a Karol w pokoju w pracy nie ma okna, więc jak jedzie rowerem, to się chociaż trochę naświetla dziennym światłem







1 comment:

  1. Nat Ty jakaś chudzinka się zrobiłaś, a dzieciaki kwitną :)Sztefan ma taki błysk w oku, że z Guciem jeszcze trochę i będą się nieźle Bawić, przez duże B ;)

    ReplyDelete