Monday, March 25, 2013

Komercja, konsumpcja, komunikacja


Nie mamy już samochodu, postanowiliśmy więc rozpoznać transport publiczny, w szczególności metro. W czwartek zrobiliśmy (ja z synkami) pierwszą ekspedycję do miasta. Z zamiarem kupienia Guciowi piżamki i wiosennych butów, wybraliśmy się do najbliższego centrum handlowego, tego samego zresztą, w którym na jakimś wysokim piętrze pracuje Karol, czyli Eaton Centre.

Dojście do peronu metra, choć niby mamy blisko, zajęło nam trochę czasu - za pierwszym razem orientacja w dość skomplikowanych i zatłoczonych przejściach podziemnych nie jest dla mnie najłatwiejsza. W dodatku próbowałam szukać tras/wejść/przejść dla niepełnosprawnych, czyli bez schodów, co nie zawsze niestety się udaje.
Jednorazowy bilet - 3 baksy za dorosłego - to kolejna rzecz, która kosztuje z grubsza "tyle samo" w Toroncie, co w Wawie, tyle że w dolarach.
Samej jazdy było 4 minuty (dwie stacje), potem znowu trochę schodów i znaleźliśmy się wreszcie w znajomym otoczeniu czyli HM-ie :)
Na szczęście było tam całkiem sporo mam z małymi dziećmi (za rękę, na rękach, w wózkach pojedynczych i podwójnych) więc nie tylko my robiliśmy zatory w przejściach między wieszakami, hałas i bałagan. Zakupy poszły nam sprawnie, mimo pewnej różnicy zdań. Poszliśmy na kompromis i Gucio sam wybrał sobie piżamkę (tak, z McQueenem), za to ja wybrałam tenisówki (czerwone, choć Gucio miał zastrzeżenia, że czerwone są chyba dla dziewczyn; na szczęście od tamtej pory spotkaliśmy już trzech panów w czerwonych tenisówkach).
Ilość sklepów i ludzi w Eaton Centre trochę przytłacza, a najbardziej nieswojo można się poczuć na piętrze "restauracyjnym" (głównie fast-foody), które jest pod ziemią, jest bardzo zatłoczone i bardzo głośne - byliśmy w porze lanczu. Na szczęście Tata wyszedł do nas z pracy, żeby razem zjeść hamburgera. Wizyta McDo to dla Gucia obowiązkowy punkt programu, zwłaszcza od kiedy odkrył, że oprócz hamburgera dostaje się plastikową zabawkę. Tym razem w skład zabawki wchodził też tatuaż z robotem, który Gucio obnosi z dumą i przez pierwsze dwa dni chwalił się nim nawet ludziom w windzie. Obowiązkowo musiał więc też zostać sfotografowany i zaprezentowany na blogu.


Nie ukrywam, że ja też wróciłam z tej wyprawy do świątyni komercji całkiem zadowolona, bo z koronkowym T-shirtem i parą bardzo wiosennych butów. Bo, nie wiem, czy wiecie, ale statek z naszymi rzeczami przypłynie do Kanady dopiero 12 kwietnia, a na Wielkanoc dostaliśmy zaproszenie, więc muszę mieć w co się ubrać :P.


W sobotę i niedzielę jeździliśmy już całą rodziną i trzeba pochwalić toronckie metro za pomysł weekendowego biletu: bilet jest na cały dzień, ważny dla dwóch osób dorosłych i max.4 dzieci (lub 1 dorosłego i jeszcze większej dzieciarni), a kosztuje tylko $10. Inna sprawa, że w niedzielne przedpołudnie w metrze oprócz nas nie było prawie nikogo.
Kontynuując zakupo-zwiedzanie, wybraliśmy się do Ikei, i była to całkiem udana rodzinna wycieczka. My z Karolem obejrzeliśmy kanapy i inne niezbędne meble do nowego mieszkania, Gucio biegał, skakał i turlał się po kanapach łóżkach i materacach (i akurat w Ikei można się tym zbytnio nie stresować :), Stefek spał, albo się rozglądał. Trzeba przyznać, że Stefik ma do tych naszych wypraw świętą cierpliwość, może ze dwa razy miauknął, że już pora coś przekąsić. Przekąsiliśmy więc szwedzkie pulpety, a Stef kawałek gotowanej marchewki i mleko. Po drodze do metra Gucio ku swej wielkiej radości poślizgnął się i wywrócił na zamarzniętej kałuży, pokopał w śniegu, pobiegał po pochylniach, porzucał we mnie śnieżkami (które mimo braku rękawic wytrwale lepił Karol) i generalnie zażył świeżego i już prawie wiosennego powietrza. Tym więcej, że żeby wejść do metra chodziliśmy od jednego wejścia do drugiego, a potem do trzeciego (to trzecie okazało się główne), żeby nas ktoś wpuścił, bo okazało się, że ten skądinąd świetny weekendowy bilet nie ma paska magnetycznego i nie otwiera bramek wejściowych :/
Dodatkową atrakcją jazdy tutejszym metrem jest możliwość wyglądania przez przednią szybę pierwszego wagonu, prosto w tunel (Gucio się zastanawiał, jak to możliwe, że taki szeroki pociąg jedzie po takich wąskich torach :).
Podsumowując: mimo schodów co jakiś czas, zarówno zakupy, oswajanie metra, jak i weekend, można uznać za udany.




3 comments:

  1. No a gdzie widać piżamkę??? ;) W.

    ReplyDelete
  2. Buty bardzo ładne - jedne i drugie ;) A da się przechodzić z jednego wagonu do drugiego nie wychodząc z metra?

    ReplyDelete
  3. swoją drogą metro wygląda jak puszka konserwy ;)

    ReplyDelete