Sunday, March 10, 2013

Pierwsze razy

Ani się obejrzeliśmy a minął nam pierwszy tydzień za oceanem, a w nim wiele "pierwszych razów w Kanadzie".
Do łatwiejszych należały: pierwsze pranie (i suszenie, bo tutaj pralka połączona jest z suszarką w jedną dwukondygnacyjną maszynerię, dosyć zresztą toporną - żadne tam elektroniczne fiku-miku, tylko dwa zgrzytające pokrętła, proszek do bębna i leci), zmywanie w zmywarce, gotowanie na wielkiej elektrycznej kuchni, a nawet pierwsza jazda wypożyczonym samochodem po toronckich ulicach (przynajmniej z punktu widzenia pasażerów - bezproblemowo; Karol po prostu świetnie się przygotował z teorii już przed wyjazdem :).
Trochę bardziej kłopotliwe były pierwsze zakupy (trudno znaleźć to, czego się akurat szuka, choć wszystko jest... ale o tym będzie oddzielny post).
Za nami też pierwsze spotkanie towarzyskie (udane!) - wczoraj wieczorem gościliśmy u nas Michała i Kasię - Michał będzie Karola kolegą z pracy, przyjechali do Toronto w listopadzie (z Wrocławia).
Niezależnie od Kanady Stefan ma własny program pierwszych razów i zaczyna przygodę z prawdziwym jedzeniem (tzn. w odróżnieniu od mleka). I tak próbował już jeść: ziemniaki, ryż, chleb i herbatnika, z czego chleb i herbatniki od razu pokochał (czyli akurat te rzeczy, których w zasadzie nie powinien był jeszcze dostać), ryżem raczej się krztusi i pluje, a przy ziemniaku jego mina mówi: "nie wiem co powiedzieć". Generalnie ma wielki zapał do próbowania i jak tylko widzi, że my coś jemy, to macha wszystkimi kończynami, żeby dać.
Gucio z kolei, odkąd otworzył oczy pierwszego ranka w nowym kraju, przypominał, że trzeba dokupić zabawek. W Warszawie ostatnio ciągle słyszał, że już w Polsce nie będziemy kupować i wozić, tylko dokupimy na miejscu, więc teraz sprawy dopilnował i już ma: pierwszą zabawkę kupioną w Kanadzie. Jednocześnie pierwszy "prawdziwy" zestaw Lego, czyli nie-duplo (zestaw składa się z policjanta na quadzie i złodzieja z taczką).
Wszystko to dzieje się jednocześnie z naszą podstawową aktywnością, czyli szukaniem mieszkania:

 

 

 
No i niestety, oprócz milszych pierwszych razów, są też i mniej miłe: pierwsze rozczarowania i frustracje. Po długim i męczącym procesie decyzyjnym wybraliśmy mieszkanie bardzo blisko plaży, z miłym gankiem do posiedzenia (to z "naszym" chevroletem na podjeździe i z kwiecistą tapetą, co do której upewniliśmy się, że zniknie) i umówiliśmy się na podpisanie umowy, ale ktoś nas ubiegł i będziemy musieli znaleźć coś innego. Nowiutki ale mały apart w szklanym wieżowcu? Inny domek z gankiem? Kto wie, jak to się jeszcze potoczy.
Przy okazji oglądania mieszkań byliśmy też pierwszy raz na plaży i to niestety tylko nas utwierdziło, że bardzo fajnie byłoby przy niej mieszkać...

 
Ale mieszkania w jej najbliższej okolicy są b. stare i dość ciemne (przynajmniej te, na które byłoby nas stać), więc może trzeba będzie do tej plaży podejść kawałek, a może nawet jeździć tramwajem, zobaczymy.
A póki co oswajamy mieszkanie, które mamy i całkiem się już tu dobrze poczuliśmy (kanapa i zdjęte z niej poduszki służą chłopakom za główne miejsce do kokoszenia się)


3 comments: