Thursday, March 14, 2013

Zaopatrzenie

W sklepie spożywczym, jak się można było spodziewać, jest "wszystko a nawet więcej". Na razie jemy z grubsza to, co w Polsce, ale szeroki wybór nieznanych produktów zachęca do eksperymentów. Wśród tego, co znane, zmienią się za to miejsca na liście ulubionych, bo co innego jest tutaj tanie i dobre, niż u nas. Np. jabłka są drogie i umiarkowanie smaczne, pomarańcze - tańsze i świetne. Szpinak z USA mnie zachwycił (ale Gucia niestety wcale). W konkurencyjnej (w porównaniu z jabłkami) cenie są truskawki z Florydy i borówki z Chile. Płatki owsiane (prawie górskie) są tu dość popularne, za to kaszę mannę widziałam tylko raz, na wagę w hali targowej St Lawrence. Jest za to "kasha". Kasha natural i kasha roasted i jest to gryka. Jęczmiennej na razie brak.
Generalnie wciąż jeszcze zdarza nam się czegoś nie znaleźć, po prostu dlatego, że niektóre produkty wyglądają tu zupełnie inaczej niż się spodziewamy. Na przykład są WIĘKSZE. W zeszłym tygodniu wpadłam na pomysł zrobienia racuszków z borówkami, więc uznałam, że skoczę szybko po małe zakupy (supermarket mamy w piwnicy, wytarczy zjechać windą, ew. trzema, z dwiema przesiadkami).
Nie udało mi się znaleźć cukru, bo był w wielkich workach, po których prześlizgnęłam się tylko wzrokiem, szukając czegoś wielkości cukru. Mąkę zauważyłam, ale za to będę chyba musiała często robić te racuszki, bo mam jej od razu 2,5kg. Z proszku do pieczenia zrezygnowałam, był tylko w opakowaniach półkilowych, a na dobrą sprawę nie wydawał się niezbędny. Jogurt w wiadrze - niech już będzie, przyda się do surówek. Jaja w normie, 12szt. Borówki w małych pudełkach (bodajże 176g - nie pytajcie mnie, jaka to część i czego - funta, uncji czy kilograma...). Miałam jeszcze kupić środek do zmywarki, ale bałam się, że będzie w pudłach dziesięciokilowych czy coś koło tego. Poza tym te szybkie zakupy trwały już strasznie długo i byłam skonana. Zamiast racuszków zjedliśmy więc jajecznicę. I borówki na surowo - były pyszne (wiadomo, amerykańskie!)

Z tymi dużymi opakowaniami to jest tutaj jakaś mania. Soki są w kanistrach, jogurt w wiadrach, mąka, cukier, proszek do pieczenia, płatki śniadaniowe - wszystko wielkie. Czasem jest do wyboru także małe opakowanie, zwykle w cenie zbliżonej do tego wielkiego, żeby się absolutnie nie opłacało go wziąć. Może jest w tym jakiś sens - mniejsze zużycie materiałów opakowaniowych, za to nie da się zrobić "małych zakupów" i te wszystkie kilogramy trzeba taszczyć (a mamy zamiar żyć tu bez samochodu, hmm...).

Ostatnio zdziwiła mnie w sklepie półka z octem. Butle octu mają 1 galon pojemności. Człowiek zaczyna się zastanawiać, czy oni go przypadkiem nie piją.

Rozpisałam się, a miał się jeszcze zmieścić temat miar i wag. No cóż, będzie innym razem. Już prawie północ i Gucio co prawda śpi, ale Stefek nie i wozi się na tacie, muszę go wziąć do siebie na usypianie.

*/nat

P.S. A, już wiem, co robią z tym octem - topią w nim frytki. A także podlewają trawnik, poją psa, myją łazienkę i jeszcze mnóstwo innych rzeczy:
http://greenliving.about.com/od/greenathome/tp/Green-Cleaning-Vinegar-Uses.htm



3 comments:

  1. "Vinegar as a Natural Weed Killer" to jest to:) W.

    ReplyDelete
  2. A ryż Natalia kupiła w woreczku 750g. Normalnie mniejszy niż u nas.

    ReplyDelete
  3. Teraz zakupy robisz jak matka Kanadyjka a nie matka Polka. Od razu się zastanawiam czy wszyscy mają tam jakieś mega szafki czy może tylko spiżarnie.

    ReplyDelete